Radio Białystok | Wiadomości | Zakończył się proces ws. napadu na białostoczanina wracającego z zagranicy z dużą sumą pieniędzy
Kar od 6 do 7 lat więzienia chce prokuratura w procesie pięciu osób oskarżonych w związku z napadem na białostoczanina, który wiózł z zagranicy znaczną sumę w gotówce. Mężczyzna został brutalnie pobity, sprawcy nie zdołali mu jednak zabrać torby, w której miał równowartość 70 tys. zł.
W ocenie śledczych, było to zaplanowane, bo jeden z oskarżonych wiedział o gotówce, a ofiara napadu była śledzona z lotniska w Warszawie aż do Białegostoku, gdzie na jednym z osiedli doszło do pobicia i rabunku.
We wtorek (11.10) przed Sądem Rejonowym w Białymstoku strony wygłosiły mowy końcowe. Prokuratura domaga się kar od 6 do 7 lat więzienia, do tego 10-12,5 tys. zł grzywny. Pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego dodatkowo wnioskuje o ponad 20 tys. zł w ramach naprawienia szkody i zadośćuczynienia.
Obrońcy i sami oskarżeni, którzy od początku nie przyznają się, chcą uniewinnienia. Wyrok ma być ogłoszony w przyszłym tygodniu.
Do rozboju doszło latem 2021 roku
Do rozboju doszło latem 2021 roku. Według ustaleń śledztwa, wszystko zaczęło się jeszcze w trakcie podróży z Wielkiej Brytanii do Polski późniejszej ofiary i jednego z oskarżonych; mężczyźni znali się. Białostoczanin miał poprosić o pomoc w uniknięciu kłopotów z przewozem dużej ilości gotówki; chodziło o jej rozdzielenie i przeniesienie przez kilka osób podczas odprawy paszportowo-celnej.
Tak doszło do ujawnienia przez niego informacji, ile pieniędzy ma przy sobie. Według prokuratury, informacja ta została przekazana przez znajomego późniejszej ofiary innych osobom i zaplanowano napad. Mężczyzna był śledzony w drodze z Warszawy do Białegostoku. Tam na jednym z osiedli został brutalnie pobity przez trzech napastników; sprawcy zdołali zabrać mu pieniądze, które miał przy sobie w portfelu (równowartość w funtach 6,5 tys. zł), ale nie dali rady odebrać mu torby, w której miał znacznie większą gotówkę.
Oskarżeni, to czterech mężczyzn i kobieta w wieku ok. 40-50 lat, mieszkańcy okolic Warszawy, w przeszłości karani. Nie przyznają się do udziału w tym przestępstwie. Głównym dowodem w sprawie są zeznania napadniętego mężczyzny i nagrania z monitoringu. "Nagrania te wskazują, że troje oskarżonych podążało za pokrzywdzonym z Warszawy, aż do miejsca zamieszkania" - mówiła w mowie końcowej prok. Anna Giedrys z Prokuratury Rejonowej Białystok-Południe.
Prokuratura uważa też za ważny dowód liczbę i miejsce połączeń telefonicznych między dwoma oskarżonymi w czasie, gdy doszło do popełnienia tego przestępstwa. Kobieta (żona jednego z mężczyzn oskarżonych w tej sprawie) miała być niejako "ogniwem łączącym". "Nie tylko zapewniając transport, ale również przekazując informacje, które były niezbędne do spięcia w całość tej grupy ludzi i do tego, że w efekcie pojawili się oni w Białymstoku, w pobliżu miejsca zamieszkania pokrzywdzonego" - powiedziała prok. Giedrys.
Mówiła, że przestępstwo było zaplanowane i zorganizowane, a oskarżeni "wiele godzin spędzili na wymianie informacji, na śledzeniu pokrzywdzonego, działali z zamiarem bezpośrednim, kierunkowym, z dużą determinacją".
Każdy człowiek w swojej świadomości ma chęć lepszego życia, poprawiania swoich warunków materialnych. Jeden pracuje za granicą, niełatwo mu w obcym kraju, bez rodziny (...), drugi nie lubi pracować i chciałby mu jego pracę, wysiłki ot tak sobie zabrać, bo też chciałby lepiej żyć tylko nie kosztem pracy, a zachowań bezprawnych i niemożliwych do zaakceptowania
- mówił w swoim wystąpieniu mec. Kazimierz Skalimowski, pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego - ofiary napadu.
Wszyscy obrońcy zgodnie chcą uniewinnienia
Wszyscy obrońcy zgodnie chcą uniewinnienia. W ich ocenie, nie ma dowodów, nawet poszlakowych, które bez wątpliwości wskazywałyby na udział w przestępstwie ich klientów. Obrońca tego z oskarżonych, który miał przekazać informację o przewożonej gotówce argumentował, że jego klient mógł powiedzieć znajomym o gotówce, ale w innym kontekście, bo chodziło o ewentualną pożyczkę.
Dywagował, że może ta informacja była komuś dalej przekazana. "Czy oskarżony miał tego świadomość, czy może coś +chlapnął+? Czy mogło pójść to dalej, czy wykluczymy taką wersję wydarzeń, nie mając żadnych innych dowodów, tylko te połączenia telefoniczne? Czy na późniejszy rozwój wydarzeń oskarżony miał wpływ?" - pytał mec. Dariusz Budzyński.
"Naprawdę nic nie zrobiliśmy złego (...). Pracowałem z ofiarą jakiś czas, ale jak doszło do tego rozboju, kradzieży, która wyszła, nie mamy nic wspólnego z tym. Od siebie mogę powiedzieć jedynie, że przepraszam i nie wiem, w jaki sposób mogło się to stać" - mówił jeden z oskarżonych w swoim ostatnim słowie. Pozostałe oskarżone osoby również zaprzeczyły i nie przyznały się.(PAP)