Radio Białystok | Gość | Szymon Bielonko - lekarz rodzinny
"Według wszelkich statystyk, wyliczeń matematycznych, medycznych, prawdopodobnie nie jesteśmy w stanie do zera ograniczyć szansę na nadchodzącą czwartą falę. Czeka ona nas pewnie na jesień" - mówi Szymon Bielonko.
Niektóre kraje zaostrzają reżim sanitarny i wprowadzają nowe ograniczenia w obliczu czwartej fali pandemii. Izraelczycy mówią już o piątej fali.
Jak jest u nas i czego możemy się spodziewać w najbliższych tygodniach? M.in. o tym z lekarzem rodzinnym doktorem Szymonem Bielonko rozmawia Iza Serafin.
Iza Serafin: Czy ten systematyczny wzrost nowych zakażeń koronawirusem, który obserwujemy ostatnio w Polsce, oznacza już rzeczywiście zbliżającą się nieuchronnie czwartą falę?
Szymon Bielonko: Patrząc po doświadczeniach zachodniej części Europy prawdopodobnie niestety tak.
A jest szansa, że możemy tego uniknąć?
Według wszelkich statystyk, według wszelkich wyliczeń matematycznych, takich medycznych, nie jesteśmy prawdopodobnie w stanie do zera ograniczyć szansę na nadchodzącą czwartą falę i pewnie ona nas czeka.
Kiedy pan się spodziewa uderzenia?
Jesienią – październik, listopad.
W środę, niestety w zdecydowanej większości niezaszczepione dzieci, wracają do szkół. Czy w związku z tym możemy się spodziewać takiego nagłego przyrostu nowych zakażeń, co widać już na przykład w Niemczech, gdzie w wielu regionach uczniowie ten nowy rok szkolny już rozpoczęli i tam rzeczywiście widać to bardzo?
Jak najbardziej, systematycznie wzrasta liczba zakażeń. Niestety przy takim stopniu zaszczepienia młodzieży musimy liczyć się z tym, że będą te zakażenia się pojawiały, będą one systematycznie prawdopodobnie narastały. Może być niestety nieciekawie i możemy mieć bardzo łatwe przenoszenie zakażenia w obrębie klas, w obrębie dzieciaków. To jest populacja, która jednak dystansu społecznego nie będzie zachowywać, nie ukrywajmy. Wirus będzie się bardzo łatwo, wektorowo, przenosił między tymi dziećmi.
Wielu rodziców nastolatków, z którymi też rozmawiałam, mówi, że zwleka z decyzją o szczepieniu dzieci. Te szczepienia planowane w szkołach też ich nie za bardzo zachęcają. Mówią, że na razie wstrzymują się, poczekają na rozwój sytuacji. Jak ich przekonać, że właśnie czekając, mogą tę sytuację pogorszyć?
Ciężko mi jest odpowiedzieć, w jaki sposób zachęcić i przekonać tych rodziców, którzy chcą poczekać, nie wiem na co…
Aż się inni pewnie zaszczepią.
To będziemy mieli sytuację, że większa część rodziców będzie czekała, aż ktoś inny się zaszczepi. To jest zupełnie złudne. Nie myślimy o odporności populacyjnej, nie myślimy o innych dzieciach, które na przykład nie mogą być ze względów medycznych i przeciwwskazań zaszczepione w danym momencie, które będą narażone jednak na zakażenie. Zachęty przeróżnej maści, różne akcje informacyjne już miały miejsce, mają miejsce cały czas. W pierwszym tygodniu września jest planowana szeroka akcja informacyjna w szkołach, tak zwany tydzień informacyjny, o czym mówił zarówno minister zdrowia, jak i minister edukacji. Ta akcja będzie prowadzona, żeby zachęcić właśnie niezdecydowanych rodziców czy niezdecydowanych nastolatków do szczepień, które mają się odbyć w drugim, trzecim tygodniu w obrębie zarówno szkół, jak i punktów już istniejących szczepień.
To już łatwiej nie można.
Dostępność jest z każdej strony możliwa, łatwa, szeroka oferta.
No ale ta dostępność już była przed wakacjami i jakoś też nie przeciągnęła ludzi niestety.
Niestety nie przyciągnęła ludzi, dlatego też bardzo się zastanawiam, w jakim stopniu wpłynie ten tydzień informacyjny na decyzję rodziców o zaszczepieniu dzieci z tego względu, że większość rodziców, która była zdecydowana, rodzice, którzy się jeszcze wahali, którzy nie byli pewni, a jednak nabrali tej pewności co do szczepienia, już się do punktu szczepień zgłosili i już w czasie wakacji ich dzieci przyjęły albo pierwszą, albo obie dawki szczepienia.
A jak przekonać do szczepień mieszkańców naszego regionu, bo mamy teraz około 40% w pełni zaszczepionych co nam daje jedno z ostatnich miejsc w kraju. Planowany jest podział na strefy żółtą, zieloną, czerwoną. Wizja czerwonej strefy też nie przemawia.
Niestety nie przemawia. Wiemy o tym, że mamy dość niski wskaźnik zaszczepienia w obrębie zarówno całego województwa, jak i poszczególnych powiatów. Obostrzenia, jeżeli będą się pojawiały, to będą dotyczyły konkretnych powiatów. Mamy kilka powiatów, które mają bardzo niski stopień wyszczepialności w obrębie naszego województwa, które są na pierwszym, że tak powiem, miejscu co do wprowadzenia ewentualnych obostrzeń. Jak zachęcić? Nie mam pojęcia. Dostępność jest bardzo dobra, preparaty są zbadane, akcje informacyjne na temat bezpieczeństwa szczepień także się odbywają, różne kampanie zachęcające też. Już nie wiadomo co wymyślić.
Niektóre kraje decydują się na zaostrzenie restrykcji sanitarnych, wprowadzają paszporty covidowe uprawniające na przykład do wejścia do restauracji, ale też instytucji kultury. To oczywiście wywołuje protesty, ale na przykład we Francji od razu po ogłoszeniu takiej decyzji zaszczepiły się prawie 2 miliony osób. Taki francuski scenariusz sprawdziłby się w Polsce? Jeżeli nie pomaga perswazja, akcje uświadamiające, kampanie zachęcające, to może powinniśmy sięgać właśnie po straszaki?
My jako naród jesteśmy bardzo negatywnie nastawieni do wszelkich straszaków, musimy mieć tego świadomość. Polacy w momencie, kiedy im się coś każe, zrobią na odwrót. Natomiast nie myślę, żeby akcja straszenia czy akcja przymuszania w różny sposób tutaj by poprawiła jakieś wskaźniki zaszczepialności.
To zostaje wizja lockdownu zatem.
Niestety prawdopodobnie tak.
To nie jest wystarczający straszak?
Dla niektórych był i jest, ci ludzie na pewno poszli się zaszczepić. Dla niektórych własne zdrowie było najważniejsze i zaszczepili się w pierwszej kolejności, kiedy tylko mieli możliwości, czas i chęć. Natomiast do tej rzeszy naszych obywateli, którzy są tak naprawdę w większość, bo na chwilę obecną powyżej 50% Polaków nie jest w pełni zaszczepionych, chociażby u nas w województwie, myślę, że wizja kolejnego lockdownu nie zachęci czy nie zmusi do szczepienia.
Na razie jak obserwujemy mamy chyba powtórkę z ubiegłorocznych wakacji, hulajdusza pandemii nie ma, maseczki w zaniku, dystansu nie ma, a dezynfekcja to już passe. Czy to jest tak, że jak mamy broń w postaci szczepionek, to o tej całej sanitarnej profilaktyce możemy już zapomnieć? To nic nie daje, co to jest w porównaniu do szczepionek...
Wiemy o tym, że szczepionki chronią nas w niepełnym zakresie. Chronią nas przed ciężkimi powikłaniami, przed ciężkim przejściem COVID-19, natomiast nie chronią nas przed zakażeniem w samym sobie. Na zachodzie Europy widzimy w tym momencie także wzrost ilości osób zakażonych w populacjach zaszczepionych, one będą się tak samo i u nas w Polsce pojawiały ze względu właśnie na brak dystansu, brak dezynfekcji, brak maseczek. Wirus nie ma wakacji, on jest, był i będzie z nami, jeżeli nie będziemy zachowywać tych podstawowych zasad sanitarno-epidemiologicznych. Niestety w Polsce to już poszło w odstawkę, widzimy to po sklepach, widzimy to po galeriach, widzimy to po skupiskach ludzkich, gdzie nikt nie stara się zachowywać albo bardzo mała liczba osób stara się zachować dystans, zakładać maseczki.
Nawet jak się wchodzi do sklepów i człowiek próbuje nałożyć maseczkę, to słyszy się od sprzedawcy "nie, nie, proszę nie zakładać".
I to jest tragiczne.
Uda się wrócić do tego?
Być może. Chciałbym i życzyłbym sobie i wszystkim nam, żebyśmy wrócili do tej złotej zasady DDM, czyli dystans, dezynfekcja, maseczka. Natomiast na pewno część z nas jest już tym zmęczona, część chce się buntować przeciwko temu. Będzie miało to niestety zgubny wpływ na rozwój ewentualnych zakażeń u nas w kraju.
Zachęcamy jednak do powrotu do zasady DDM, ona jeszcze nie umarła, dystans, dezynfekcja, maseczki, także w szkołach.
Przede wszystkim w tych zamkniętych pomieszczeniach, gdzie nie będzie możliwości szybkiej i efektywnej wymiany powietrza. Zamknięte pomieszczenia, jakimi są klasy, wietrzenie załóżmy co lekcja, ma jak najbardziej sens. Słyszeliśmy z wypowiedzi takiego zespołu parlamentarnego do spraw COVID-19, że między innymi, chociażby właśnie filtrowanie powietrza w szkołach, założenie filtrów powietrza na pewno ma sens i na pewno będzie zmniejszało ryzyko zakażenia.
Wymówek nie ma, szkoły dostały odpowiednie materiały, nawet te, które o nie nie prosiły. Stosujmy się do tych zasad i nie zapominajmy, że DDM też nas chroni.
Oprócz szczepienia przede wszystkim DDM.