Radio Białystok | Wiadomości | Dwie osoby oskarżone o znęcanie się nad psami w prowadzonych hodowlach
Białostocka prokuratura oskarżyła dwie osoby o znęcanie się nad 26 psami, w ramach prowadzonych legalnie hodowli m.in. bulterierów. Ze śledztwa wynika, że w jednej ze wsi w gminie Zabłudów zwierzęta były trzymane w złych warunkach.
Akt oskarżenia trafił do Sądu Rejonowego w Białymstoku
Jak poinformował szef Prokuratury Rejonowej w Białymstoku Karol Radziwonowicz, zarzut obejmuje czas od marca do października 2019 roku i dotyczy prowadzenia hodowli psów we wsi Folwarki Małe.
Prokuratura oskarżyła dwie kobiety o to, że znęcały się nad psami. Wszystkie zwierzęta - chodziło głównie o psy rasy bulterier i staffordshire bulterier - trzymane były w wiejskim domku o powierzchni ok. 30 m kw.
W opisie zarzutów jest mowa o zanieczyszczonych psimi odchodami pomieszczeniach, gdzie było duże stężenie amoniaku w powietrzu i gdzie znajdowały się też niebezpieczne dla zwierząt przedmioty, a także przetrzymywaniu psów w dużym zagęszczeniu i hałasie. Część z nich trzymana była w małych i brudnych tzw. transporterach.
Według ustawy o ochronie zwierząt, grozi za to do trzech lat więzienia.
Działalność była prowadzona w ramach zarejestrowanych dwóch hodowli
Według ustaleń prokuratury, działalność była prowadzona w ramach zarejestrowanych dwóch hodowli, które miały być przeniesione z innej miejscowości, gdzie - według wyjaśnień oskarżonych - doszło do zabicia trzech psów. Sprawa została przez właścicielki zgłoszona na policję. Domek w Folwarkach Małych miał być dopiero przystosowany do potrzeb hodowli.
Sprawę do białostockiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami zgłosił mieszkaniec sąsiedniej wsi, który znalazł na swojej posesji suczkę - jak się potem okazało - z tej hodowli.
Prezes TOZ w Białymstoku Anna Jaroszewicz mówiła, że suczka była nieco zaniedbana, wszystko wskazywało, że niedawno urodziła szczeniaki. Dodatkowo był to rasowy pies, więc - jak relacjonowała Jaroszewicz - pojawiło się pytanie, co taki pies robi na wsi.
Dzięki temu, że zwierzę miało też czipa, udało się dotrzeć do właścicielki. Jaroszewicz dodała, że jej podejrzenie podczas oddawania psa wzbudziła rozmowa z właścicielką, a także miejsce, w którym pies miał przebywać.
Obecnie psy są w tzw. domach tymczasowych.