Radio Białystok | Wiadomości | Przed białostockim sądem zakończył się proces apelacyjny syna gwiazdy disco polo
Przed Sądem Okręgowym w Białymstoku zakończył się we wtorek (23.11) proces odwoławczy 32-latka, w pierwszej instancji nieprawomocnie skazanego za naruszenie - orzeczonego prawomocnym wyrokiem - zakazu kierowania pojazdami. Apelację złożył obrońca. Wyrok ma być ogłoszony na początku grudnia.
Sprawa dotyczy syna znanego wykonawcy disco polo. Policja zainteresowała się bliżej Danielem M. - mieszkańcem podbiałostockiej miejscowości - w kwietniu ubiegłego roku, gdy okazało się, że łamie on zasady kwarantanny związanej z koronawirusem. Jak wynikało z podawanych wtedy przez policję informacji, był on w wykazie osób poddanych kwarantannie, której przestrzeganie funkcjonariusze kontrolowali w miejscach zamieszkania (czy przebywania) tych osób. Gdy sprawdzali sytuację 32-latka, okazało się, że jest on poza domem, a gdy pojawili się tam policjanci, właśnie wbiegał po schodach.
Jak podawała wtedy policja, twierdził, że "był w odwiedzinach u rodziców i nie ma najmniejszej ochoty stosować się do zasad kwarantanny". Zatrzymany został po tym, jak dyżurny policji dostał informację, że w nocy ten sam mężczyzna przyjechał samochodem na jedną ze stacji benzynowych w Białymstoku, a - na podstawie prawomocnego wyroku - miał orzeczony zakaz prowadzenia pojazdów. Pracownik stacji rozpoznał go, "ponieważ pisały o nim gazety".
Prokuratura wydała wtedy nakaz zatrzymania, a zebrane przez policję dowody pozwoliły postawić mu zarzuty związane z kilkukrotnym złamaniem sądowego zakazu kierowania pojazdami, z których pierwsze miało miejsce w lipcu 2019 roku, kolejne dwa przypadki - wiosną 2020 roku. Po postawieniu tych zarzutów 32-latek trafił nawet czasowo do aresztu, bo sąd zgodził się z oceną prokuratury, iż może zachodzić obawa matactwa.
Przed sądem rejonowym obrona chciała kary ograniczenia wolności poprzez nałożenie obowiązku prac społecznych. Sąd orzekł jednak karę surowszą: 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu, 10 tys. zł grzywny oraz 6-letni zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych.
Od wyroku odwołał się obrońca, chce kary łagodniejszej. Jak mówił w mowie końcowej mecenas Andrzej Kowalski, sąd pierwszej instancji skupił się na okolicznościach obciążających uznając, iż mają dużo większą wagę, niż te na korzyść oskarżonego. Przywoływał komentarze prawne i analizował, czy można mówić o trzech przestępstwach, czy o jednym, jeśli dana osoba trzy razy wsiada do samochodu i nim jeździ mimo sądowego zakazu.
- Chyba nie ma tu żadnego znaczenia pod względem formalnym, czy wsiada kilka razy, czy raz - mówił mec. Kowalski.
W jego ocenie obciążające jego klienta okoliczności zostały przez sąd rejonowy "nietrafnie przytoczone" i nie mogą wpływać na zaostrzenie kary.
- Kara jawi się jako surowa - dodał.
Zwracał uwagę zwłaszcza na 6-letni zakaz prowadzenia pojazdów, mówił że jego klient poddaje się resocjalizacji, podjął pracę, a ponieważ jest marynarzem - musi z Białegostoku podróżować do portów w Szczecinie czy Gdańsku; argumentował też, że Daniel M. chce odwiedzać córkę, która przebywa z matką.
Prokuratura wnioskuje o oddalenie tej apelacji i utrzymanie wyroku. W jej ocenie, nie można w tej sprawie mówić o rażącej niewspółmierności kary. Prokurator Edyta Winnicka zwracał uwagę, że gdyby oskarżony zastosował się do sądowego zakazu, który jednak złamał, to w marcu 2021 roku upłynął by mu okres bez możliwości prowadzenia pojazdów.
- To tylko od oskarżonego zależała jego postawa - mówiła.
Sam Daniel M. powiedział, że prawo jazdy jest mu niezbędne do dalszego "rozwoju" w pracy, do możliwości odwiedzania dziecka, które mieszka 400 km od niego. Odnosząc się do złamania sądowego zakazu powiedział, że "czasem są rzeczy wyższe"; mówił o chorobie córki i chęci odwiedzenia jej wtedy. "Podejrzewam, że pani prokurator zrobiłaby tak samo na moim miejscu" - mówił. 6-letni zakaz prowadzenia pojazdów porównał do pobytu w więzieniu.
Pytany przez sąd, jaki zakaz uznałby za właściwy, prosił o roczny.