Radio Białystok | Wiadomości | Prawdopodobny sprawca tragedii w Białymstoku miał zakaz zbliżania się do rodziny
47-latek, który w Białymstoku przy ul. Kasztanowej, zdaniem policji, najprawdopodobniej najpierw zadźgał swoją matkę, żonę i córkę, a potem popełnił samobójstwo, miał prokuratorski zakaz zbliżania się do rodziny.
Pod domem przy ul. Kasztanowej w Białymstoku, gdzie w poniedziałek (31.08) zginęła 4-osobowa rodzina, wciąż gromadzą się ludzie. Przynoszą kwiaty, znicze, maskotki i przeżywają, to co wydarzyło się w tym miejscu. Dom wciąż zabezpieczają policjanci. Jak się dowiedzieliśmy - trwa tam zbieranie dowodów. Otwory po oknach i drzwiach, które wypadły w trakcie wybuchu, zostały zasłonięte drewnianymi płytami.
Mężczyzna był oskarżony o znęcanie się nad żoną i małoletnią córką
Mężczyzna, który najprawdopodobniej dokonał tzw. rozszerzonego samobójstwa w Białymstoku, miał w związku z zarzutami znęcania się nad bliskimi m.in. czasowy nakaz opuszczenia domu - wynika z informacji uzyskanych w prokuraturze. W białostockim sądzie jest przeciwko niemu akt oskarżenia; proces miał rozpocząć się pod koniec listopada.
Jak poinformowało biuro prasowe Sądu Rejonowego w Białymstoku, mężczyzna został oskarżony o dwa przestępstwa: znęcanie się psychiczne i fizyczne nad żoną i znęcanie się psychiczne nad małoletnią córką oraz kierowanie gróźb karalnych wobec matki. Sprawa miała być rozpoznana przez sąd 24 listopada.
W ramach postępowania przygotowawczego Prokuratura Rejonowa Białystok-Południe stosowała wobec niego środki zapobiegawcze: dozór policji połączony z obowiązkiem stawiennictwa na komisariacie raz w tygodniu (według policji, mężczyzna bez zarzutu wywiązywał się z tego nakazu), ale też zakaz kontaktowania się z pokrzywdzonymi i zbliżania się do nich na odległość 3 metrów oraz nakaz opuszczenia lokalu mieszkalnego, zajmowanego wspólnie z pokrzywdzonymi.
Jak powiedział zastępca szefa Prokuratury Regionalnej w Białymstoku Paweł Sawoń (prokuratura ta kontroluje akta tej sprawy), nakaz opuszczenia lokalu miał obowiązywać w okresie od 1 czerwca do 1 września 2020 roku.
25 sierpnia Sąd Rejonowy w Białymstoku stwierdził brak podstaw do przedłużenia środka zapobiegawczego w postaci nakazu opuszczenia lokalu. Spotkało się to z reakcją prokuratury w postaci zażalenia na to postanowienie. Naszym zdaniem, sąd zupełnie bezpodstawnie stwierdził, że nie zachodzą podstawy do przedłużenia tego środka zapobiegawczego
- dodał prok. Sawoń.
Zażalenie nie było jeszcze rozpoznane.
Policjanci byli w stałym kontakcie z rodziną
Rodzina miała założoną "niebieską kartę". Dlaczego? Wyjaśnia rzecznik podlaskiej policji podinsp. Tomasz Krupa.
30 maja białostoccy policjanci przeprowadzili pierwszą i jedyną interwencję w tym domu. Ta interwencja była związana ze stosowaniem przemocy wobec swojej rodziny przez 47-latka. Wtedy też policjanci bezpośrednio sporządzili wniosek o założenie niebieskiej karty. Następstwem było zatrzymanie tego mężczyzny. Usłyszał zarzut znęcania się nad swoją rodziną, a prokurator wobec niego zastosował środki zapobiegawcze w postaci nakazu opuszczenia miejsca zamieszkania, zakazu zbliżania się do rodziny i dozoru policji
- tłumaczy podinsp. Tomasz Krupa.
Rodziną zajmował się m.in. dzielnicowy, który sprawdzał, czy nie dzieje się tam nic niepokojącego.
Policjanci byli w stałym kontakcie z tą rodziną m.in. poprzez dzielnicowego. Tutaj absolutnie żadna informacja przekazywana przez domowników nie wskazywała, by ten mężczyzna próbował wracać do domu lub w jakikolwiek inny sposób nękać swoją rodzinę. Czynności, które podjęli policjanci, doprowadziły do wszczęcia postępowania przygotowawczego, które na początku lipca zakończyło się skierowaniem aktu oskarżenia właśnie przeciwko temu mężczyźnie
- dodaje podinsp. Tomasz Krupa.
W sumie w domu policjanci znaleźli ciała trzech osób - 72-letniej matki mężczyzny, 47-letniego mężczyzny i 40-latki. Poza domem, w którym wcześniej wybuchł gaz, leżało też ciało 10-latki. Policjanci stwierdzili, że trzy kobiety miały rany cięte i kłute, a mężczyzna miał na szyi pętlę.
Na miejscu mieszkała jeszcze 22-latka, której w chwili wybuchu nie było w domu.