Radio Białystok | Gość | Wojciech Pertkiewicz [wideo] - prezes Jagiellonii Białystok
"Trzymam kciuki i głęboko w to wierzę, że ta praca, która została teraz wykonana - będzie kontynuowana na wiosnę" - mówił w Polskim Radiu Białystok prezes Jagiellonii Białystok Wojciech Pertkiewicz.
Jagiellonia Białystok była bez wątpienia jedną z barwniejszych drużyn ekstraklasy w rundzie jesiennej. O tym z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem rozmawia Jerzy Kułakowski.
Jerzy Kułakowski: Zacznijmy od szkolnych ocen. Na początek za mecz z Puszczą Niepołomice. Jeśli pan chce, może wystawić ocenę za pierwszą połowę, za drugą, ogólną ocenę - od jednego do sześciu.
Wojciech Pertkiewicz: Mecz ma dwie połowy i dobitnie się o tym dowiedzieliśmy w Krakowie. Ale tych połów mieliśmy 38 w tym sezonie. Wydaje mi się, że w tym sezonie mieliśmy tych połówek tak słabych jak druga połowa tego meczu tylko kilka. Na palcach jednej ręki będziemy mogli policzyć. A z kolei tak dobrych jak ta pierwsza połowa meczu mieliśmy zaskakująco dużo. I myślę że to było zaskoczenie nie tylko dla mnie, ale i dla kibiców.
Mecz z Puszczą Niepołomice - czwórka?
Mam średnią arytmetyczną wyciągać? Po pierwszej połowie - dwója, ale jeżeli bierzemy całokształt - to czwórka.
To teraz za całą rundę - 38 punktów, średnio dwa punkty na mecz. 45 zdobytych goli - tylu żadna inna drużyna w ekstraklasie nie strzeliła. Oczywiście straciliśmy też 27, ale jak się dużo strzela, to można też trochę tracić. Cała runda też zdecydowanie na plus, tutaj nie da się ukryć.
Zdecydowanie. Wydaje mi się, że tak atrakcyjny futbol zagościł do Białegostoku po wielu latach posuchy. Tym bardziej miło, że na trybuny zaczęło przychodzić więcej osób. I myślę że tymi meczami - a nawet tym meczem w Krakowie - pokazaliśmy, że warto być z Jagiellonią. Nie tylko przed telewizorem, ale właśnie na stadionie przy ul. Słonecznej. 45 bramek, średnia niesamowita. Co ciekawe też - te bramki porozkładane na wielu zawodników. Nie mamy takiego lidera jak Marc Gual, jeśli chodzi o klasyfikację strzelecką.
Nota bene jedna bramka Marca Guala dla Legii Warszawa w całej rundzie.
Tak. Od nas Mateusz Skrzypczak ma już dwie. Także można powiedzieć, że te role się niesamowicie pomieszały. I na wariackich papierach - ale z pełną kontrolą, jeśli chodzi o trenera Adriana Siemieńca i planem, który był zarysowany wcześniej - naprawdę miło się to ogląda. Ten plan - jest jak w koszykówce - rozrysowane zagranie, a tu patrzymy później, że ta piłka rzeczywiście idzie jak po sznurku. Tutaj wydaje się, że wszystko funkcjonuje tak, jak zostało rozrysowane latem, przed sezonem.
Pewna pozycja wicelidera. Ja zakładam, że przed startem sezonu nie bardzo ktoś w klubie wyobrażał sobie tak wysokie miejsce. Gdzieś czytałem w wywiadzie, że na koniec sezonu zakładaliście, że jeśli będzie dziesiąte miejsce lub wyżej, to będzie super. Dzisiaj 10. miejsce byłoby kompletnym rozczarowaniem. Myślę że dzisiaj - biorąc pod uwagę to, co się wydarzyło jesienią, to nawet poniżej trzeciego miejsca to byłoby rozczarowanie.
Rzeczywiście prawdą jest, że przed sezonem planowałem miejsce. Zakładaliśmy progres. Przypominam, że ubiegły sezon kończyliśmy na czternastym miejscu. To, co zostało rozrysowane z dyrektorem Masłowskim, z trenerem Siemieńcem w części finansowej, to za to ja bardziej odpowiadam - przyjąłem na potrzeby planowania budżetu miejsce dziesiąte. Ale to nie znaczy, że dzisiaj - patrząc na to, gdzie jesteśmy - to w jakiś sposób to jest demotywujące dla zawodników czy sztabu. Oni mają naprawdę dobrze rozpisany plan nagród za poszczególne miejsca w tabeli. Także myślę, że nie tylko chodzi o samą sportową złość i tę chęć zdobywania trofeów.
Miejsce drugie na pewno jest tym, którego nie oczekiwaliśmy, ale dziesiąte, które zaplanowaliśmy wcześniej na pewno na dziś byłoby rozczarowaniem. Ale przypominam - mecz w Krakowie też miał dwie różne połowy - sezon ma też dwie różne odsłony. Trzymam kciuki i głęboko w to wierzę, że ta praca, która została teraz wykonana będzie kontynuowana na wiosnę. Nie planujemy jakichś wielkich roszad - dobrze funkcjonujący mechanizm trzeba tylko naoliwić po tej części, kiedy chwilę będzie miał przestoju w trakcie przerwy świątecznej. I zobaczymy, jak ta maszyna wystartuje w lutym.
Wspomniał pan o nagrodach finansowych - to oczywiście wiąże się z sytuacją w klubowej kasie. Jeden transfer wychodzący jest, ale jak mi pan wcześniej zdradził - to było zaplanowane, że Miłosza Matysika sprzedacie. A gdyby tak przyszły kolejne oferty na piłkarzy z Białegostoku, to kierujecie się myślą, że "dobrze, sprzedajemy, bo może się dalej nie udać", a może "zostawiamy, bo przed nami zdobycie Pucharu Polski, wysokiego miejsca w tabeli"? Za to też będą oczywiście premie finansowe. Jakie myślenie tu przeważa?
Po pierwsze - jedno nie musi wykluczać drugiego. Niezależnie od tego, jaką drużyną wejdziemy na boisko, to walczymy o te cele, najwyższe miejsce w ekstraklasie, walczymy o Puchar Polski, gdzie już jesteśmy w ostatniej ósemce. Ta ścieżka mocno się skróciła w porównaniu do poprzednich lat, ale tak samo myśli pozostałe siedem zespołów będących w Pucharze Polski.
Jeżeli chodzi o oferty, na pewno, jeżeli pojawiłaby się oferta nie do odrzucenia - to z definicji - jest ofertą nie do odrzucenia. Na dziś takich ofert nie ma. Na dzisiaj nawet nie ma ofert tych do odrzucenia. Więc śpijmy spokojnie. Wiemy, że jest paru ciekawych chłopaków, którzy wzbudzili zainteresowanie większych klubów zagranicznych. Dostajemy listy i widzimy jacy skauci jakich klubów się pojawiają. Ale to jest proces. Nie wydaje mi się, żeby dziś ktoś biegał z walizkami pieniędzy i rozdawał je na lewo i prawo.
Także my pracujemy zgodnie z tym, co sobie zaplanowaliśmy. Tak samo, jeżeli chodzi o skład drużyny. Jetmir Haliti rzeczywiście - transfer został podpisany wcześniej. Pracowaliśmy już nad transferem Miłosza Matysika. Był też blisko odejścia od nas już latem, ale z różnych powodów to dokonało się dopiero teraz. Szukamy, planujemy jeszcze jeden transfer w ofensywie. A później już w grę wchodzi ewentualnie zamiana. Jeżeli pojawi się ta oferta nie do odrzucenia, to za zawodnika odchodzącego - będziemy musieli pozyskać w jego miejsce innego.
Niedawno mówił pan o tym, że sytuacja finansowa jest po prostu zła. Trener Siemieniec powiedział po meczu, że to się prostuje, że miejsce w tabeli fajne, że gra młodymi zawodnikami też przyniesie jakieś profity. Natomiast jak wygląda ten budżet?
Za miejsce w tabeli płacą dopiero w maju, więc musimy to miejsce w tabeli dowieść. Rzeczywiście, sytuacja na pewno się poprawi i jakiś uśmiech na moją twarz będzie mógł wrócić. Dzisiaj za miejsce w tabeli nikt medali nie rozdaje. Pieniędzy też nie rozdaje.
Więc cieszymy się grą, a moja praca i innych osób polega na tym, żeby rzeczywiście szukać środków na to, żeby bieżące funkcjonowanie było zapewnione, no i żeby przed świętami były wypłacone pensje, a potem w styczniu, lutym, marcu i tak dalej.
Transfer Miłosza Matysika był wliczony w przychody i dobrze, że on się zrealizował, bo te kłopoty byłyby dużo większe, gdyby do tego nie doszło. Ale to już moja praca i z akcjonariuszami staramy się rzeczywiście przepychać tę ścianę kłopotów z miesiąca na miesiąc.
Gdyby miał pan napisać kilka słów do Świętego Mikołaja, to co by to było?
Prosiłbym o parę groszy albo więcej pary, żeby tę ścianę jeszcze bezstresowo przepychać. Mówię o tej finansowej.
Nie chciałbym gwarancji jakiegokolwiek wyniku, ale z wielką przyjemnością ogląda się Jagiellonię i zachęcam do tego wszystkich, którzy dzisiaj nas słuchają, a w tej rundzie nie mieli przyjemności oglądania drużyny.