Radio Białystok | Gość | Andrzej Bołkun i Adam Bartnicki -
- My jako Polacy powinniśmy w tym momencie zaprzestać wszelkich sporów politycznych. Ta wojna jest obok nas, 50 km od polskiej granicy wybuchają bomby. Zjednoczmy się, bo wojna jest blisko i może przyjść do nas - mówi prof. Adam Bartnicki.
Z Andrzejem Bołkunem ze Lwowa - redaktorem naczelnym portalu Leopolis.news i prof. Adamem Bartnickim z Uniwersytetu w Białymstoku rozmawia Adam Janczewski.
Adam Janczewski: W mediach pojawiają się informacje o bombardowaniach celów strategicznych w wielu ukraińskich miastach. Jak wygląda sytuacja we Lwowie i w obwodzie lwowskim?
Andrzej Bołkun: We Lwowie na szczęście nie ma żadnych wybuchów, żadnych ataków, chociaż w obwodzie lwowskim zaatakowano trzy jednostki wojskowych, lotnisko śmigłowców w Nowym Kalinowie, wojskowe obiekty w wojskowe w Kamionce Bużańskiej.
Paniki większej nie ma, chociaż są już kolejki na stacjach benzynowych i do bankomatów. Szkoły i przedszkola nie pracują, uczelnie też. Ale raczej ludzie są spokojni, rozumieją, bo mówiło się od dawna, że Putin nie popuści i pójdzie ofensywą. Walki na wschodzie idą. Nie jest tak prosto, jak mówią żołnierze rosyjscy, że na "ura" podbiją Ukrainę. Już pięć samolotów rosyjskich jest zniszczonych.
Myśli pan, że wojsko rosyjskie nie tylko z powietrza, ale też z lądu dojdzie do takich miejsc jak np. Lwów?
Nie, to jest niemożliwe, bo na przykład na wschodzie oni nawet nie przekroczyli granicy, bo idą walki. Jest dużo fejków.
Co mówi się w mediach? Czy funkcjonują normalnie? Czy działa internet?
Wszystko działa. Internet, telewizja. O 6:00 rano parlament ukraiński przyjął uchwałę o wprowadzeniu stanu wojennego w kraju. Cały kraj jest nastawiony na walkę z Rosją. W sumie mamy sytuację taką, jak wtedy, gry Ordy ze wschodu szły do Europy - jak padnie Kijów, to padnie cały świat zachodni. Dlatego Zachód musi maksymalnie pomagać Ukrainie - już nie orędziami do Putina, a realną, wojskową pomocą.
Rosja raczej boi się wprowadzić wojska lądowe, bo zginie wielu rosyjskich żołnierzy. Ciekawe jest, jaka sytuacja jest w Rosji, jak to odbiera społeczeństwo rosyjskie. Nie mamy o tym żadnej informacji. Moim zdaniem Rosjanie też są zszokowani sytuacją, bo nikt nie chce umierać.
Jak pan nazwie to, co dzieje się na Ukrainie?
prof. Adam Bartnicki: Nazwijmy to inwazją. Powinniśmy to nazwać tak, jak to faktycznie wygląda.
Pan Andrzej Bołkun dość optymistycznie podchodzi do kwestii obrony Ukrainy. A jak pan myśli - jakie szanse ma w tym starciu Ukraina?
Myślę, że bardzo duże. Faktycznie jest bardzo dużo fake newsów. To nie tylko kwestia desantu w Odessie, którego nie było. Ale też ministerstwo obrony Rosji podawało, że zniszczyli wszystkie lotniska, że zniszczyli obronę przeciwlotniczą Ukrainy, co jest nieprawdą. Słyszymy, że ukraińska obrona przeciwlotnicza radzi sobie dosyć dobrze. Oby radziła sobie lepiej w przyszłości.
Na razie widzimy szereg punktowych ataków na ukraińskie cele strategiczne. Wydaje się, że jest to bardziej próba przestraszenia i społeczeństwa, i być może władz Ukrainy, zmuszenia Ukrainy do padnięcia na kolana przed Putinem. Miejmy nadzieję, że naród ukraiński pokaże siłę i odpowie Rosji odpowiednio.
Co może zrobić Zachód, Unia Europejska, Stany Zjednoczone, by pomóc Ukrainie?
Oczywiście pakiet sankcji, ale takich miażdżących, czyli odcięcie Rosji od rynków finansowych. Ja bym nawet rozważył konfiskatę mienia rosyjskiego, które jest w bankach amerykańskich, w bankach szwajcarskich, brytyjskich. To są także nieruchomości, wille, pałace oligarchów rosyjskich. Kompletna blokada, jeśli chodzi o dzieci oficjeli czy oligarchów rosyjskich, którzy studiują na Zachodzie. Reżim musi to odczuć, ale w ten sposób, żeby otoczenie Putina też wywierało na niego wpływ, czując, że bezpośrednio traci pieniądze i możliwości.
Myśli pan, że cokolwiek i ktokolwiek jest w stanie wywrzeć wpływ na Władimira Putina?
Myślę, że tak. To też nie jest jednolite środowisko. Jest tam partia wojny i partia pokoju. Jest partia oligarchów, którzy chcą robić interesy z Zachodem, chcą handlować, chcą mieć wille, mercedesy, chcą mieć normalne relacje. I jest partia wojny, która właśnie w wojnie widzi pewne możliwości awansu, kariery.
Mówi się o tym, że Rosja zaatakowała Ukrainę nie tylko ze swojego terytorium, ale też z Białorusi i prawdopodobnie z białoruską armią. Czy Polska ma się czego obawiać?
Oczywiście musimy się obawiać, ponieważ Władimir Putin w swoim przemówieniu dwa dni temu bardzo jasno określił program polityczny. To nie jest tylko kwestia Ukrainy, której w ogóle nie uznaje, ale on w ogóle nie uznaje państw, które powstały po rozpadzie Związku Radzieckiego, czyli republik bałtyckich, naszych bezpośrednich sojuszników.
Ale on też bardzo wyraźnie mówił, że Rosja w 1990 r. została przez Zachód oszukana, że Zachód obiecywał, że nie będzie rozszerzenia NATO. Jak możemy więc rozumieć, cały dawny Układ Warszawski, a więc również Polska, w rozumienie Putina powinien wrócić do takiej szarej strefy bezpieczeństwa, być zdemilitaryzowany, poza NATO, oczywiście bez infrastruktury natowskiej, amerykańskiej, bezbronny.
Co my Polacy, co polskie władze, polscy obywatele powinni w tej sytuacji robić?
Przede wszystkim zachować spokój, to oczywiste. Przede wszystkim nie powielać niesprawdzonych informacji, bo rosyjskich fake newsów będzie bardzo dużo. Będziemy widzieli informacje o wielkich zwycięstwach, o zniszczeniu sił ukraińskich, o podchodzeniu wojsk rosyjskich pod Kijów czy Lwów. Takie informacje będą w internecie. Ich celem będzie sianie paniki, także u nas.
My jako Polacy powinniśmy również w tym momencie zaprzestać wszelkich sporów politycznych, bo one są nieważne. Ta wojna jest obok nas, 50 km od polskiej granicy wybuchają bomby, więc pewne spory są dzisiaj zupełnie nieistotne. Odłóżmy je, zjednoczmy się, bo ta wojna jest blisko i może - mam nadzieję, że nie - ale może przyjść do nas.