Radio Białystok | Gość | Andrzej Poczobut - polonijny dziennikarz w Grodnie
"Na Białorusi nastrój społeczny jest taki, że poparcie dla Łukaszenki jest czymś, czym człowiek nie będzie się chwalił teraz. I to jest problem dla Łukaszenki" - mówi Andrzej Poczobut.
Gorąco na Białorusi. Zbieranie podpisów poparcia kandydatów na prezydenta spowodowało sporo manifestacji. O sytuacji na Białorusi z polonijnym dziennikarzem w Grodnie Andrzejem Poczobutem rozmawia Lech Pilarski.
Lech Pilarski: Dlaczego Łukaszenka zdymisjonował wczoraj rząd?
Andrzej Poczobut: Myślę, że Aleksander Łukaszenka zdaje sobie sprawę z tego, że jego popularność bardzo mocno się skurczyła. Częściowo obarcza winą za to rząd i przed wyborami chce zademonstrować, że jest gotów zmienić się, że jest gotów stać się bardziej efektywnym politykiem, jeżeli chodzi o gospodarkę np.
Dlaczego jest zakaz publikacji sondaży na Białorusi, trudno mówić o kampanii i o nastrojach społecznych, skoro w obiegu są tylko oficjalne informacje z instytutów akredytowanych, a nie ma także publikacji niezależnych badań?
Aleksander Łukaszenka od wielu lat prowadził wojnę z socjologią, od kilku lat już nie można przeprowadzać niezależnych badań opinii publicznej na Białorusi, a teraz już dotknęło to sondaży w internecie, dlatego że bardzo popularne białoruskie portale umieściły sondy wyborcze i z tych sondaży wynikało, że poparcie dla Łukaszenki oscyluje w granicach 2-3%. To pierwszy raz takie wyniki są na Białorusi, nawet w internecie i to wywołało takie jakby zainteresowanie społeczne, dyskusję społeczną i Aleksander Łukaszenka poczuł się zaniepokojony tym. Dlatego zakazał publikowania internetowych sond.
Że ostro jest w kampanii prezydenckiej, to świadczą między innymi sformułowania prezydenta Łukaszenki wobec innych kandydatów. Wiktora Babarykę nazwał kłamcą, biznesmenowi Waleremu Capkale insynuuje machlojki, a bloggera Siergieja Tichanowskiego nazwał pryszczatym.
To jest akurat coś, do czego Białorusini już się przyzwyczaili, dlatego że Aleksander Łukaszenka zawsze w podobny sposób krytykuje swoich przeciwników, także to akurat już nie wywołało jakiegoś większego zainteresowania, dlatego że przez 26 lat rządów Łukaszenki tak było zawsze.
Blogger Tichanowski - kim on jest i dlaczego jest tak niebezpieczny, że władza wsadzała go nawet do aresztu?
To jest człowiek, który stał się popularnym w ciągu, powiedzmy, ostatnich miesięcy. Od ponad roku prowadził bloga "Kraj dla życia", gdzie jeździł po terenach Białorusi, rozmawiał z ludźmi o problemach i to stało się tak, że on dawał mikrofon ludziom, których władza nie słyszy, których władza nie chce zauważać. Mówił o autentycznych problemach społecznych, które są na Białorusi i przez to jest postrzegany, jako taki obrońca, jako ludowy trybun - ja bym tak powiedział. I Aleksander Łukaszenka poczuł się nieswojo, dlatego że nagle się okazało, że taki człowiek jest niezwykle popularny, że potrafi od stolicy do najmniejszych miejscowości zebrać tłumy, że tłumy ludzi przyjdą na jego apel złożyć podpis. Dlatego został aresztowany, urządzono taką prowokację, że ktoś z jego otoczenia popchnął milicjanta i jest teraz sprawa karna, Tichanowski siedzi w więzieniu.
Doszło nawet do tego, że nie wpisano go na listę wyborczą, musiała startować jego żona.
To była część strategii, którą obrały władze, żeby odsunąć jego od wyborów, zarejestrowali jego żonę, bo uważali że to osłabi protest, ale kiedy on rozpoczął zbierać podpisy za swoją żoną, to poszły tłumy na jego apel i to uznano za bardzo niebezpieczne dla reżimu Łukaszenki.
Czy władze Białorusi zastosują siłę, bo akcje zbierania podpisów przerodziły się w różnorodne akcje demonstrowania "nieprzywiązania" do Łukaszenki.
Kwestia jest taka, że na Białorusi utworzyła się nowa większość. Nastrój społeczny jest taki, że poparcie dla Łukaszenki jest czymś, czym człowiek nie będzie się chwalił teraz. I to jest problem dla Łukaszenki, trudno powiedzieć jaką strategię wybierze Aleksander Łukaszenka, jak na razie to po prostu stosuje taką propagandę bardzo mocno obrzucając wszystkich błotem, stosując różnego rodzaju oskarżenia, ale ja nie widzę, nie czuję, żeby to odniosło jakiś skutek. Myślę, że szanse na to, że jakiś scenariusz siłowy będzie na Białorusi stosowany są bardzo duże.
Wielu ekspertów wskazuje, że wśród kandydatów, a jest ich około 50, jest wiele osób związanych z Rosją i że tutaj czujemy w tej kampanii prezydenckiej właśnie owe macki Rosjan, które mogą doprowadzić do wyboru osoby, która będzie bardziej prorosyjska nawet od Aleksandra Łukaszenki.
Trudno znaleźć taką osobę na Białorusi, Aleksander Łukaszenka przez dziesięciolecia był i, w mojej ocenie, zostanie najbardziej prorosyjskim politykiem. Jeżeli chodzi o Rosję - Rosja nigdzie na postradzieckim obszarze nie wspierała protestów, nie wspierała opozycji, zawsze woląc pracować z władzą. Tak było wszędzie. Trudno mi wyobrazić, że Rosja która sama boi się protestów i Majdanu będzie rozgrywać jakąś rewolucję w sąsiednim kraju, który jest bardzo blisko związany z Rosją. Ja bym raczej scenariusz prorosyjskich zamieszek i rewolucji na dzień dzisiejszy wykluczył.
No ale wspierają kandydata, który może doprowadzić na przykład do włączenia Białorusi do Rosji.
Ale nie ma takiego kandydata. Nikt nie głosi takich haseł, przynajmniej na razie tego nie widać i nie słychać.
To jest chyba jedna z tajemnic obecnej kampanii wyborczej. Jak pan sądzi, 9 sierpnia, kiedy będą wybory prezydenckie na Białorusi - jakie będą wyniki?
Po pierwsze Rosja, w wypadku jeżeli Aleksander Łukaszenka będzie zagrożony, to jego poprze, w interesie Rosji leży kontynuacja rządów Aleksandra Łukaszenki. Jedynie chcieliby, żeby Łukaszenka był bardziej osłabiony i bardziej ustępliwy. 9 sierpnia zostanie ogłoszone zwycięstwo Łukaszenki, a co będzie dalej, to tego na razie nikt nie wie.