Radio Białystok | Felieton | Wybiórcze kontrole - felieton Tomasza Kubaszewskiego
autor: Tomasz Kubaszewski
Najwyższa Izba Kontroli zapowiedziała, że zajmie się wiceministrem spraw wewnętrznych i administracji Jarosławem Zielińskim. To znaczy - na wniosek posłanki Bożeny Kamińskiej z Platformy Obywatelskiej - skontroluje 10 komend w woj. podlaskim w związku z wizytami na ich terenie wspomnianego na wstępie wiceministra.
Niestety, ale na tym konkrety się kończą. Bo potem każdy pisze już, co chce. Z publikacji tych można wywnioskować, że będzie badany tzw. całokształt sprawy. Rozumiem, że kontrolerzy zajmą się na przykład tym, czy komendant wojewódzki policji powinien mówić dzieciom, że wiceministra należy przywitać okrzykiem "czołem panie ministrze", czy nie powinien. A taki zarzut przedstawiła swego czasu pewna antyrządowa telewizja.
Albo - czy policjanci chodzą do kościoła dobrowolnie, czy też są do tego przymuszani. To z kolei pochodzi z wniosku skierowanego do NIK przez posłankę Kamińską. Tam znajduje się również zarzut dotyczący akcji "Błysk", czyli wymyślonych za poprzednich rządów działań prewencyjnych policji, polegających na włączaniu sygnałów świetlnych w radiowozach, które zresztą odbywają się niemal w całej Polsce.
Posłanka nie ukrywa, że całą swoją wiedzę opiera na anonimach. Ale to prezesowi NIK-u Krzysztofowi Kwiatkowskiemu nie przeszkadza. Publicznie stwierdził, że "wniosek Kamińskiej jest bardzo użyteczny".
Krzysztof Kwiatkowski był ministrem sprawiedliwości w rządzie PO-PSL i przez tę koalicję został wybrany na stanowisko prezesa NIK. "To instytucja, która w sposób szczególny wymaga rzetelności i apolityczności” - tak jesienią ubiegłego roku skomentował nieoficjalną informację o tym, że jego miejsce miałby zająć Antoni Macierewicz.
Okazuje się, iż NIK-owi zdarza się odmawiać osobom wnioskującym o przeprowadzenie kontroli. Na przykład wiceprzewodniczącemu parlamentarnego klubu Prawo i Sprawiedliwość Jackowi Żalkowi. Jesienią ubiegłego roku domagał się on zbadania ugody, jaką władze Białegostoku zawarły z wykonawcą miejskiego stadionu. Miasto mogło stracić przez to około 50 milionów. No cóż, lepiej sprawdzić, czy akcja "Błysk" jest w woj. podlaskim zasadna.